erasmusovelove

super przygody czwórki polskich studentów

Paryż to stolica Francji, choć Francuzi uważają, że także całego świata. Bez względu na opinię warto chociaż raz w życiu odwiedzić to miejsce, bo Paryż to nie tylko miasto miłości, ale i zieleni, pięknej architektury oraz oczywiście sztuki.

Paryż (Paris) to stolica Francji i miasto, które trzeba odwiedzić chociaż raz w życiu. Nazywany jest także stolicą świata, choć to raczej już historia, z którą nie wszyscy Francuzi chcą się pogodzić. Paryż wciąż jednak przyciąga tłumy turystów z całego globu utrzymuje miano miasta miłości. Znajdziesz tu wspaniałe zabytki architektury, ogromne kolekcje dzieł sztuki, najlepsze restauracje i mnóstwo miejsca do wypoczynku.

 
Przykładowy murzyn
 
 
 

Paryż zamieszkuje ponad 2,2 mln osób i jest podzielony na 20 dzielnic. Zostały one kolejno ponumerowane, a pierwszą jest centrum miasta. Kolejne znajdziesz rysując na mapie ślimaka. W ten sposób stworzono podział administracyjny Paryża.

Paryż – w poszukiwaniu romantycznego ducha miasta

Do Paryża wszyscy przyjeżdżają przede wszystkim, by odnaleźć jego romantyczną stronę. Długie spacery brzegiem Sekwany lub wąskimi uliczkami, które na każdym rogu kończy niewielkie bistro to esencja wizyty w Paryżu. Z każdego niemal miejsca w mieście podziwiać można jego główną atrakcję – Żelazną Damę. Wieża Eiffla jest obowiązkowym punktem wizyty w stolicy Francji, ale zaledwie początkiem długiej listy wspaniałych atrakcji miasta. To tutaj zobaczysz słynną Mona Lisę w muzeum Luwr, odwiedzisz katedrę Notre-Dame, w której miał żyć słynny dzwonnik, czy Operę Garnier, gdzie toczy się akcja Upiora w Operze. Przed przyjazdem zobacz koniecznie online wszystkie atrakcje Paryża.

Paryż to jednak nie tylko miasto miłości i Miasto Świateł, jak jest nazywane przez turystów i mieszkańców. To również nowoczesna europejska stolica, z bardzo ciekawą dzielnicą biurową La Defense, świetną komunikacją publiczną (sprawdź: metro w Paryżu) oraz idealnym dojazdem z trzech okolicznych lotnisk do centrum (sprawdź: jak dojechać do Paryża z lotniska). Wszystko to sprawia, że miasto jest idealnym celem weekendowej wizyty, także z Polski!

Przewodnik po Paryżu

Paryż to ogromne miasto, którego nie da się zwiedzić bez wcześniejszego przygotowania. Zwyczajnie byłoby to marnowanie czasu. Trzeba dobrze zaplanować zwiedzanie Paryża, by dobrze wypełnić każdy dzień pobytu w tym pięknym mieście. Skoro czytasz ten tekst to oczywiście problem masz już z głowy! Przygotowałem darmowy przewodnik po Paryżu, w którym znajdziesz plan zwiedzania: weekend w Paryżu oraz Pięć dni w Paryżu. Jest też mapa Paryża z zaznaczonymi atrakcjami oraz sporo porad dla turystów. Z moim przewodnikiem na pewno nie zgubisz się w stolicy Francji i nie zmarnujesz ani jednej godziny podczas swojej wizyty.

La vie en rose

 

Uczymy się całe życie, lecz co to za życie, jeśli nie mamy czego i kogo wspominać? Jak raz zasmakujemy podróży – będziemy chcieli więcej. A kiedy będzie na to czas, jeśli nie teraz? Może to właśnie „TERAZ” jest najważniejsze. Żeby nie stracić tej chwili, która jest tak ulotna…

Od zawsze marzyłam o odkrywaniu świata, poznawaniu nowych kultur i języków obcych. Od czasów szkoły podstawowej uczyłam się języka francuskiego. W czasach gimnazjum marzyłam, żeby zobaczyć Paryż, jakże często wspominany na zajęciach. Podczas studiów udało mi się już kilka razy mieszkać za granicą. Wreszcie przyszedł długo wyczekiwany czas na Francję.

Z czym mi się kojarzy to pół roku we Francji? Z zapachem podgrzewanych serów, z wąskimi uliczkami, z różowymi górami o zachodzie słońca, otaczającymi Grenoble, a przede wszystkim z długimi rozmowami z moimi nowymi przyjaciółmi.
Erasmus to wyzwanie. Nie jest dla tych, którzy się boją. Łamie się barierę językową, walczy z samym sobą. To ogromne wyzwanie, przetrwanie w innym kraju, gdzie ludzie są tak różni. To walka z biurokracją, ze zrozumieniem tego, co do nas mówią i z przekazywaniem sensu naszych słów.

Erasmus to nie stereotypowe „wakacje”… Nasz tryb życia zależy od charakteru i naszych priorytetów. Dlatego na Erasmusa wyjeżdżą ludzie ciekawi świata, nowych wyzwań i miejsc. Stajemy się bardziej otwarci na nowe sytuacje. W sklepach, na ulicy, czy w urzędach, gdziekolwiek się nie pójdzie, należy przestawić się na inny język.
Po pewnym czasie mówienia po francusku i angielsku, dziwnie było nagle zacząć mówić z powrotem po polsku. Daleko od domu zaczyna się dostrzegać pozytywy kraju, z którego się pochodzi. Stajemy się dumni z bycia Polakami. Po czasie zaczyna się tęsknić za polskim jedzeniem, muzyką, krajobrazami. To miłe uczucie, gdy zagraniczni znajomi są ciekawi historii naszego kraju i gdy możemy ją im opowiedzieć. Kto by pomyślał, że już podczas pierwszego miesiąca jest się w stanie nawiązać znajomości, które przeradzają się w przyjaźnie, często na całe życie.

W podróżowaniu uwielbiam to, że odkrywam zawsze coś nowego. Miejsca turystyczne są punktami obowiązkowymi, ale lubię także zgubić się w mieście lub na szlaku i wytyczyć swoją ścieżkę, nie wiedząc na co trafię. W ten sposób tworzą się przygody, historie, które później chce się opowiadać.

Często ludzie nie mający doświadczenia z programem Erasmus, uważają że program nic nie wnosi, że niczego się nie uczymy. Uczymy się życia. Na uczelni dowiadujemy się nowych rzeczy, a egzaminy często bywają trudniejsze niż w Polsce. Rozwijamy umiejętność pracy w międzynarodowych grupach. Czyż to nie ciekawe, poznawać system nauczania w innym kraju? Podejmować wyzwania nauki w innym języku? Dla mnie jak najbardziej. Przedmioty na uczelni Sciences PO Grenoble były stricte politologiczne. W zawodzie dziennikarza polityka to jedna z podstawowych dziedzin, w której powinniśmy się orientować. Na uczelni mieliśmy takie przedmioty jak: światowe problemy, zmiany w polityce globalnej czy wielokulturowość we Francji.

Od nas samych zależy, czy będziemy utrzymywać kontakt ze znajomymi. Często też, w trakcie tego pół roku, okazuje się, kto zostanie naszym prawdziwym przyjacielem… Co potem? Rozłąka z ludźmi, którzy rozjeżdżają się po świecie, z którymi spędzałeś tyle czasu wolnego po zajęciach, z którymi zwiedzałeś świat. Jedynym kontaktem z nimi stają się media społecznościowe. Prędko nie zobaczę się ze znajomymi z Kanady, Francji, Anglii, Singapuru, Australii czy z Węgier.

Osobiście, w dalszym ciągu mam kontakt z większością znajomych, którzy byli mi bliżsi na poprzednich Erasmusowych wyjazdach. Hiszpanię i Madryt (w którym studiowałam) odwiedziłam już dwa razy po przylocie do Polski. To wspaniałe uczucie, kiedy wraca się do miejsc pełnych wspomnień, w których ci sami znajomi witają cię z otwartymi ramionami i mówią „witaj w domu”. Tak, dom to nie jest jedno miejsce. To ludzie.

Jak wcześniej już pisała moja przyjaciółka, również studentka WSKSiM, najgorszą wadą Erasmusa jest „depresja poerasmusowa”. Nie zawsze wiadomo, czy wróci się do tych miejsc drugi raz, czy spotka się tych przyjaciół. Trudno jest się odnaleźć w codzienności, która z początku wydaje się szara. W sercu zostają ludzie, wspomnienia, muzyka i niesamowite widoki, więc tego nikt nam nie odbierze, tego, czego doświadczyliśmy i co zobaczyliśmy na własne oczy. Często niestety Erasmusi są niezrozumiani przez znajomych czy rodzinę. Nic dziwnego. Nikt nie zrozumie studenta Erasmusa tak, jak inny student wymiany.
Życie we Francji, mimo jej uroku, jest bardzo drogie dla Polaków. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś nie przygotuje się do takiego wyjazdu i nie zaoszczędzi wcześniej na niego. Ze stypendium byłam w stanie opłacić każdy miesiąc w akademiku i kupiłam bilety lotnicze. Stypendium nie starczyło na pokrycie kosztów cotygodniowych zakupów i dodatkowych wydatków na przykład na wycieczki.

Przed wyjazdem miałam wiele wątpliwości. Nie byłam pewna, czy kolejny raz chcę wyjechać na tak długo. Jednak po zdanej sesji i wielu przemyśleniach stwierdziłam, że zaryzykuję. Było warto i gdyby ktoś dał mi możliwość powtórzenia tego pół roku, zrobiłabym dokładnie to samo.

Za granicą często mam tak, że rozmyślam o przyszłości, teraźniejszości i przeszłości w inny sposób. Problemy stają się przygodami, z którymi trzeba sobie poradzić. Z pewnością, życie się zmienia, wzbogacamy się kulturowo i pełni nowych doświadczeń wracamy do Polski. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie mojego życia bez podróży, bez poznania tych ludzi i miejsc. Spełniłam swoje marzenia – o zamieszkaniu we Francji, otoczona krainą gór jak z Władcy Pierścieni, przechadzałam się w deszczu paryskimi uliczkami i byłam na festiwalu filmowym w Cannes. Nie sądziłam, że to wszystko mogło mnie spotkać, a jednak! Dalej tworzę nowe wspomnienia, wesoło patrząc w przyszłość. Warto się zdecydować na wyjazd i wyjść ze strefy komfortu. Chyba większość studentów Erasmusa zgodziłaby się ze stwierdzeniem: „Raz Erasmus – na zawsze Erasmus”, bo tej przygody nie zapomina się do końca życia! Życie zaskakuje, lecz szczęściu trzeba pomagać 😉

E. B.

Uciekamy

Środa. Tramwaje przestały jeździć. Motorniczy wskazał ręką skrzyżowanie pełne ludzi, na którym miałem wsiąść w zastępczy autobus. Część studentów biegła, część zdezorientowana stała na chodniku. Zaczynało kropić. Intuicyjnie i niepewnie wszedłem do autobusu, nie za bardzo wiedząc, w którą stronę mnie zawiezie. Wymieniłem spojrzenie z jedną kobietą. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Ruszyliśmy i z nieba popłynęły strugi deszczu. Po wyjściu z autobusu wystarczyło kilka minut, bym stał mokry. Chciałem wyskoczyć tylko na półgodzinne zakupy, a zajęło mi to prawie dwie godziny.

 

Przy bibliotece był wypadek – nieuważny kierowca wjechał pod tramwaj i całkowicie zaburzył system komunikacji miejskiej. Prawdopodobnie biedakowi nic się nie stało. Nie wiem też, czy kiedykolwiek dotrze do niego, że sprowokował do integracji tylu ludzi, którzy codziennie mijają się bez słowa. Motorniczy w pośpiechu wskazywał każdemu drogę, zdezorientowani ludzie rozglądali się wokół, spotykając się spojrzeniami. Dostrzegali siebie nawzajem, ktoś się nawet uśmiechnął. My, jako ludzie, potrzebujemy odrobiny zamieszania, bo dzięki takim zaburzeniom codzienności dostrzegamy, że żyjemy obok siebie i wcale nie musimy być anonimowymi sąsiadami.

Ulewa zgasiła płonącą beczkę, przy której jak zwykle grzały się żółte kamizelki. Na skrzyżowaniach przed Géantem w strugach deszczu biegli ludzie, a wiatr porywał im płaszcze i czapki. Sklepikarze w pośpiechu zwijali dobytek ze straganów. Słyszałem, jak ktoś śmiał się w głos, a ktoś inny do kogoś coś krzyczał. Oberwanie chmury sprawiło, że nie widać było Alp. Rękawy mogłem wyżąć, a prawy but spotkał się z głęboką kałużą. Nie był to bynajmniej powód do narzekania. Chciało mi się śmiać i gdybym nie miał toreb z zakupami, to poskakałbym po kałużach trochę dłużej.

Pytania, jakie słyszę z ust francuskich studentów, są często są podobne. Dlaczego wybrałeś Francję? Dlaczego Grenoble? Co studiujesz? Chcąc nie chcąc, za każdym razem wpadam w schematyczny „smal talk”. To jest mój drugi Erasmus, dlatego czasem wpadam w rutynę w rozmowach z ludźmi. Obecny, jak i poprzedni pobyt (w Hiszpanii) był stosunkowo spontaniczną decyzją. Dopiero gdy opowiedziałem o moich motywach po raz setny, zrozumiałem, że nie mam właściwie innego powodu, by tutaj być, oprócz chęci wyjścia ze strefy komfortu – mój cel to codziennie stawiać sobie wyzwanie, by pójść dalej i nie mieć nawet chwili wytchnienia. To chyba największa zaleta wymian studenckich i najlepsza zachęta dla tych, którzy się jeszcze wahają lub obawiają. Erasmus pokonuje nasze granice oraz bariery. Pozwala nam też popełniać błędy oraz przemoknąć do suchej nitki.

W środę minęły dwa miesiące poranków z widokiem na Alpy. Były poranki spowite mgłą, poranki ze śniegiem i deszczem – nie zawsze widać było góry. Właśnie w momentach takich, jak te, powinniśmy zrobić pierwszy krok – w ciemno, który zabierze nas z naszej strefy komfortu. Może w tej mgle zmokniemy, może znajdziemy czyjeś spojrzenie, a może złapiemy kogoś za rękę.

Taizé to francuska wioska w Burgundii, położona między Chalon i Mâcon. Znajduje się tam ekumeniczna wspólnota założona w 1940 roku przez Rogera Schütza, zwanego później bratem Rogerem. Wspólnota ta słynie przede wszystkim z międzynarodowych Europejskich Spotkań Młodych, które odbywają się w wielu europejskich miastach, każdego roku. Z Taizé pochodzi również charakterystyczna modlitwa, która znana jest nie tylko w środowiskach ekumenicznych.
Gdy wysiadłem w Mâcon, 200 kilometrów za Grenoble, pierwszy raz poczułem zapach francuskiej wsi. Z Mâcon do Taizé dojechałem autobusem. Nie zdążyłem nawet zająć się bagażem, gdy ktoś zawołał mnie na wieczorne modlitwy. Słońce powoli zachodziło, zlewając się z polami. Z budynków słychać było śmiechy. Wraz z tłumem radosnej młodzieży udałem się w kierunku kościoła, który wyglądem przypominał drewniany hangar z cerkiewną kopułą i prawosławnym krzyżem. Dostałem do ręki śpiewnik i kartki z czytaniami. Wszedłem do środka.
Wnętrze nie było zdobione prawie wcale. Powierzchnia podzielona była na wiele segmentów, które po czasie modlitwy były oddzielane od siebie dużymi zasuwanymi drzwiami i służyły spotkaniom tematycznym. Kierując się ku centrum kościoła, mijałem setki siedzących, po cichu gaworzących ludzi. Ołtarz zdobiony był wielokolorową dekoracją ze świecami. Wokół było kilka ikon oraz krzyż. Po lewej stronie znajdowało się udekorowane oraz podświetlone tabernakulum. Miejsca te, będąc najjaśniejszymi elementami w półmroku panującym w kościele, skupiały na sobie całą uwagę. Usiadłem w wolnym miejscu, przed ołtarzem, w podłużnej przestrzeni z klęcznikami; zaczęli pojawiać się bracia. Dzwony na wieży wzywały wciąż na modlitwę, a w środku, pośród tysięcy siedzących ludzi, krążyły osoby z kartkami, na których był napis „Cisza” w różnych językach. Po kilku minutach dzwony powoli ucichły, a wraz z nimi uspokoili się ludzie.
Modlitwa z Taizé jest wyjątkową formą modlitwy, w którą każdy może się włączyć poprzez śpiew. Są to zazwyczaj zdania w różnych językach, często po łacinie i po francusku, które przez wielokrotne powtarzanie przechodzą z głowy aż do serca. Niektóre śpiewy, swoim wielogłosowym charakterem, przypominają o wspólnocie i jedności Chrześcijan, do której dążą bracia.
Historia Taizé zaczyna się głęboko w sercu jej założyciela. Brat Roger przez całe życie wierzył w zjednoczenie się chrześcijan. Skarb wiary otrzymał od swojej rodziny- protestantów. Pałał jednak wielką sympatią do katolicyzmu i udało mu się dokonać osobistego pojednania z Kościołem Katolickim, nie zrywając jednocześnie z tradycją swoich przodków. Obecnie Taizé skupia się na tym, co łączy, nie na tym, co dzieli. Podstawowym punktem wspólnym jest wiara w obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Można zatem spotkać tu katolików, niektórych protestantów, a nawet ludzi niewierzących. Wspólnota, od czasów jej założenia, udziela też pomocy uchodźcom. Obecnie bracia opiekują się grupą Muzułmanów z Sudanu.
Codzienny program skonstruowany jest wokół modlitwy. Trzy razy dziennie dzwony na wieży biją i zwołują wszystkich do kościoła, gdzie setki ludzi siadają obok siebie na podłodze i chwalą Pana w ciszy i śpiewie. Oprócz modlitwy są wspólne posiłki oraz grupy dzielenia się. Każdy uczestnik ma też trochę obowiązków (np. gotowanie, sprzątanie), dzięki którym umożliwia funkcjonowanie wspólnoty. Posiłki, które jemy, są bardzo proste- na śniadanie jest bułka, kawałek masła i czekolada, obiad również niezbyt obfity, lecz sycący. Prostota, którą dzielą wszyscy, pozwala zintegrować się ze sobą, a także otworzyć uszy na Słowo Boga.
Taizé przypomina mi coś na wzór mostu między wyznaniami dla wielu osób, także tych poszukujących. Jest również tym pierwszym stopniem na schodach do nawrócenia. Brata Rogera cechowało wielkie zaufanie do drugiego człowieka. Bracia obecnie nie stawiają się w roli duchowych mistrzów, lecz w roli słuchaczy. Jest to niezwykle ważna i podstawowa postawa, która buduje zaufanie młodych do Kościoła i Jezusa. Po każdej modlitwie wieczornej bracia czekają, żeby słuchać, a młodzi ustawiają się w kolejki.
Wielu ludzi doświadcza pewnej przemiany. Przyjeżdżają tu od lat, by pobyć z samym sobą i z Bogiem – kiedyś oczarowani wspólnotą i międzynarodową przygodą, teraz doświadczają tu spokoju i pojednania. Niektórzy przyjeżdżają na spotkania z pokolenia na pokolenie, wspominając, że kiedyś na Taizé zabierali ich rodzice.
Wspólna modlitwa jest przepięknym doświadczeniem, które każdy powinien przeżyć. Jednak nie można się na tym zatrzymywać. Dla wielu ludzi jest to pierwsze spotkanie z wiarą od wielu lat, o którego owoce trzeba potem regularnie dbać. Uważam, że uczestnictwo w spotkaniach Taizé jest wartościowe również dla osób świadomych swojej wiary i dojrzałych duchowo. Pozwala dostrzec bogactwo wyznań chrześcijańskich oraz zauważyć, że nie jesteśmy sami na świecie. Dzięki spotkaniu możemy umieścić nas w szerszym kontekście, a także spojrzeć dojrzalej na swoją wiarę.

Emil Książczak

Copyright © 2013-2024. All Rights Reserved.